Naszą włoską fiestę zapoczątkował serial produkcji Netflixa - Chef's table, gdzie o pizzy mówi się dużo i dobrze. Jeden z odcinków opowiada historię wielkiego artysty - Franco Pepe, który to od najmłodszych lat zanurzał swe dłonie w cieście do pizzy. Miłość ta długo kiełkowała po to, aby kilkadziesiąt lat później obdarzyć nas chwilą rozkoszy w słynnej restauracji - Pepe in Grani.
Miejscem narodzin rozsławionej na całym świecie pizzy jest Neapol, miasto położone na zachodnim wybrzeżu Italii, trochę poniżej Rzymu. Zwana daniem ubogich króluje dziś na talerzach turystów zjeżdżających do Włoch. Pizza neapolitańska pojawia się na stronach historii już w XVIII wieku i uznawana jest za pierwszą prawdziwą pizzę. Jej niesamowity smak szybko sprowadził ją na pałace i zachwycił królową Neapolu, Marię Karolinę Austriacką. Danie tak świetne, że rządziło w królewskim menu przez wiele lat. W roku 1889 rodzi się historia współczesnej Margherity - słynny neapolitański pizzaiolo Raffaele Esposito przygotowuje pizzę dla królewskiej pary wypoczywającej w Neapolu - króla Umberto I i królowej Małgorzaty Sabaudzkiej, inaczej - Margherita di Savoia. Esposito zadedykował królowej pizzę, której składniki przywodziły na myśl narodowe barwy Włoch - mozzarellę, pomidory i bazylię. Tak oto powstaje najsłynniejsza a tym samym narodowa pizza Italii. Margherita. Czy tylko ja już czuję jej zapach?
PRAWO ULICY
Samolot unosi się nieznacznie nad zatłoczonymi ulicami Neapolu. Niezapomniane wrażenie lądowania w centrum miasta na długo pozostanie w moim zlęknionym sercu. Znane lub mniej znane nam przepisy ruchu drogowego tutaj zwyczajnie nie istnieją. Wypożyczyliśmy samochód w wypożyczalni znajdującej się ok 5 km od naszego noclegu w centrum miasta. Odważnie czy może nierozważnie wkraczamy do dżungli, w której zasady nie istnieją, a przetrwają tylko najspokojniejsi. Osobiście psychicznie mogłabym nie wytrzymać tempa jazdy czy raczej akcji jaka toczy się na ulicach Neapolu. Klakson poprzedza klakson, wymowne gesty kolejnych kierowców, kierunkowskazy, które tu nie istnieją i slalom "skuterowców" pomiędzy ludźmi i samochodami przyspieszają bicie mojego serca. Spoglądam na kamienną lecz rozluźnioną twarz Kuby. "Jak on to robi", zastanawiam się. Obserwując co dzieje się na ulicy człowiek ma ochotę wysiąść z samochodu i popędzić do celu na piechotę (choć i to może okazać się zagrażające naszemu życiu). Oczywiście, mogę nieco wyolbrzymiać jednak prawdą jest, że to co wyprawia się na ulicach Neapolu to istne szaleństwo. Nic też dziwnego, że tylko nieliczni decydują się wziąć w nim udział.
Kuba przewraca się właśnie na drugi bok podczas, gdy my z Karolą docieramy do kawiarni. Siadamy na zewnątrz przy nieco niestabilnym stoliku. Moje espresso doppio i Karoli cappuccino lądują przed nami. Ostatnie sekundy dzielą nas od przebudzenia. Biorę niewielki łyk krzywiąc się nieco. Życie wraca do mnie z podwojoną siłą! Dziś w planach mamy kolację w słynnej restauracji Franco Pepe. Pora ruszać w drogę - nasz kierowca powinien być już wyspany!
MIASTO POWSTAŁE Z POPIOŁÓW
POMPEJE
Minąwszy majestatycznego Wezuwiusza parkujemy u bram wielkiego wykopaliska archeologicznego - Pompejów. Miasto, które już kilkuset lat przed Chrystusem było jednym z największych i najbardziej rozwiniętych miast Półwyspu Apenińskiego. Niestety dwukrotnie doznało klęski w walce z naturą. W 62 roku miasto nawiedziło trzęsienie ziemi, które w 60% zniszczyło zabudowę. Następnie jest tylko gorzej. Kilka lat później, w 79 roku z oddalonego o kilka kilometrów wzniesienia - wulkanu Wezuwiusza - wydobywa się słup ognia, następnie mieszkańcy mogą zaobserwować gęstą, czarną chmurę, która przez kilka dni przysłania słońce. Z nieba spada morderczy deszcz rozżarzonych kamieni, które zabijają mieszkańców Pompejów i niszczą budynki. Miasto znika pod kilkumetrową warstwą popiołu i żużlu, które konserwują budynki i historię miasta na wieki. Prace odkrywkowe rozpoczęły się dopiero w 1748 roku i trwają po dziś dzień.
Przekraczając próg Pompejów czuję, że to miejsce ma w sobie duszę. Każdy z domów skrywał kiedyś tajemnice niejednej rodziny, a każdą drogą przechadzał się jej członek. Numery domów wyryte na ścianach budynków, malowidła, które ocalały na ich ścianach pozwalają na puszczenie nieco wodzy fantazji i wyobrażenie jak ówcześni ludzie tutaj mieszkali i funkcjonowali. Jest to miejsce pełne historii i dusz pogrzebanych pod popiołem Wezuwiusza. Na terenie Pompejów jedna z posiadłości zachowała się całkiem przyzwoicie. Możemy w niej obserwować naścienne freski oraz odlewy mieszkańców miasta. Wszystko jest tak realne, że aż martwiące.
W Pompejach spędziliśmy ok 4 godziny, niespiesznie spacerując alejkami odkrytego miasta. Jako, że Wezuwiusz wciąż spoglądał na nas znacząco postanowiliśmy wjechać na niego drogą prowadzącą pod szczyt. Niestety wjazd na wulkan nie może być tak spontanicznym przedsięwzięciem. Okazuje się bowiem, że na wjazd, na spacerowanie i na przejazd z parkingu znajdującego się poniżej szczytu wymagane są poszczególne opłaty i rezerwacje. Wjechaliśmy więc tylko na najwyższy możliwy punkt, z którego rozpościerał się wspaniały widok na zachodzące słońce. Towarzyszył nam chłopak z Argentyny, którego kanapka sprawiła, że każdemu z nas ślinianki zaczęły intensywniej pracować. Dzień wcześniej miał miejsce mecz Polska - Argentyna. Ku wielkiemu zaskoczeniu, nasza drużyna przegrała. Cóż przynajmniej mieliśmy powód do rozmowy. W pewnej chwili pożegnaliśmy się. Obserwowaliśmy czy kieruje się on do jakiegoś samochodu (żadnego oprócz naszego w okolicy nie widzieliśmy). Nie byliśmy więc zaskoczeni, gdy wracając zobaczyliśmy go dziarsko maszerującego w dół. Zaproponowaliśmy mu podwózkę. Po krótkiej pogawędce wspólnie doszliśmy do wniosku, że lepszej niż w Neapolu pizzy nigdzie nie zjemy!
PEPE IN GRANI
Przejdźmy do sedna naszego postu, a więc do pizzy. Wizyta w restauracji Pepe in Grani była naszym wielkim marzeniem, nigdy nie miałam okazji odwiedzić restauracji słynącej z czegoś szczególnego. Tak więc sam pobyt tam był czymś niezwykłym. Rezerwacji stolika dokonaliśmy z tygodniowym wyprzedzeniem, zaledwie kilka stolików było wolnych w naszym terminie. Kolacja o 23.00 nie brzmi najlepiej, dlatego też, gdy poproszono nas o potwierdzenie rezerwacji napisaliśmy z prośbą o przesunięcie jej na wcześniejszą godzinę. Jakie było nasze zaskoczenie gdy rezerwacja została przesunięta na 19:00. W niewielkiej miejscowości Caiazzo położonej o ok godzinę drogi od Neapolu znajduje się najlepsza pizzeria na świecie. Przyznaję, że trochę tęsknie spoglądaliśmy na urocze uliczki i spokój tam panujący. Neapol tego z całą pewnością nie posiada. Restauracja otwiera się o 18:30 jesteśmy więc jednymi z pierwszych klientów. Bez żadnych przeszkód lądujemy przy naszym stoliku. Miejsce ma klimat, na ścianie wyświetlana jest "kuchnia na żywo", możemy obserwować jak przygotowywane są nasze dania przez prawdziwych pizza-mistrzów.
Zaczynamy od przystawek - CIRO - smażonej pizzy z Grana Padano, pesto z rukoli i suszonymi, sproszkowanymi oliwkami. Oraz przystawki numer dwa - CROCCHE' DI PATATE - niewielkich, aksamitnych w smaku krokietów ziemniaczanych z dodatkiem salami, soli i pieprzu. Smakując ich zdaje się, że delikatna chmurka ląduje w Twoich ustach.
CIRO
CROCCHE' DI PATATE
Następnie czas na danie główne - zamówiliśmy dwie pizze. Jedna z nich gorąco reklamowana w programie - MARGHERITA SBAGLIATA - niekonwencjonalna Margherita z serem na spodzie i sosem u góry, oraz druga - nieco mniej "zasłyszana" - SCARPETTA - oh, co to była za pizza! To właśnie dla niej trzeba tu przyjechać. Połączenie smaków, ich wywarzenie zwyczajnie eksploduje w Twoich ustach. Buffalo, pasta z pomidorów, Grana Padano x2, liofilizowana bazylia gwarantują przebudzenie kubków smakowych.
MARGHERITA SBAGLIATA
SCARPETTA
Zwieńczeniem kolacji musi być oczywiście deser - zdecydowaliśmy się na spróbowanie dwóch pozycji z menu - LA CRISOMMOLA DEL VESUVIO - smażonej pizzy z kremem z ricotty oraz morelami z Wezuwiusza, a także STRACCETTI MIELE E ROSMARINO - à la pączusie, choć pewnie mikro smażone ciasto na pizzę, obtoczone w miodzie, cynamonie, wanilii, oprószone skórką pomarańczy i rozmarynem podane z aksamitnym kremem ricotta z cudownie magicznym dodatkiem. Połączenie to doprowadziło mnie do niebiańskiego stanu uniesienia.
LA CRISOMMOLA DEL VESUVIO
STRACCETTI MIELE E ROSMARINO
Uczta na jaką sobie pozwoliliśmy na długo pozostanie w naszych sercach, czy raczej sercach naszych podniebień i żołądków. Czy po wizycie w Neapolu nadal będziemy w stanie zjeść przysłowiowego kotleta?
Comments