top of page
Tanzania post

Lofoty - kraina sztokfisza

Zaktualizowano: 16 sty 2023

Relacja z wrześniowej wyprawy na północ Norwegii. Niech złota jesień zachwyci i Was.

 

Ela wbiega do salonu i głośno krzyczy - "Zorza! Wychodźcie na zewnątrz!" Podrywamy się z kanapy, wkładamy kurtki, buty i biegniemy na ganek. Jest spektakularna, tańcząca. Zrobiła nam prawdziwy show. "Czego chcieć więcej?" - myślę. Udało nam się! Już drugiej nocy na Lofotach nie możemy oderwać oczu od nieba.


Do naszego pierwszego noclegu docieramy około północy. Dwugodzinną drogę uatrakcyjniła nam przelotna zorza, którą dostrzegliśmy z samochodu. W domku czeka nas kąpiel w jacuzzi - jedyna możliwa forma dzisiejszej kąpieli, w domku bowiem nie ma wody bieżącej. W nocy słyszę lekkie pochrapywania, oho, komuś dobrze się śpi! Gdy rano otwarłam oczy, aż musiałam przetrzeć je ze zdumienia. Ściana okien ukazała zaskakujący widok. Mamy jesień! Złote liście na drzewach nadały magii krajobrazowi jaki roztaczał się za oknami. Spokojnie płynący strumyk, niewielkie pagórki porośnięte złocącą się już trawą i subtelne promienie słońca. To będzie sielankowy wyjazd.



Początkowo lot mieliśmy do Narvik, znajdującego się w bezpośredniej okolicy Lofotów. Jednak ze względu na zmiany wprowadzone przez linie lotnicze, musieliśmy go przebukować. Wylądowaliśmy w Tromso, ok. 7 godzin jazdy samochodem od samych Lofotów. Jazda norweskimi drogami to sama przyjemność, widoki za oknem urozmaicają nam drogę, a doskonała kondycja nawierzchni pozwala na bezproblemowe pokonywanie kolejnych kilometrów. To, co może dać w kość polskiemu kierowcy to ograniczenia prędkości - w terenie zabudowanym poruszamy się tak jak w Polsce - 50 km/h, na drogach poza terenem zabudowanym - 80 - 90 km/h, a na autostradach (których na trasie Tromso - Lofoty nie uświadczymy) - 90 - 100 km/h. Radary przy wyjeździe z Tromso czekają na nas co kilkaset metrów a za przekroczenie prędkości w Norwegii możemy słono zapłacić. Gdy prędkość dozwolona to 60 km/h lub mniej, za jej przekroczenie od 6 do 10 km/h zapłacimy 2100 NOK co daje nam ok 980 zł. Przekroczenie prędkości o 36 km/h lub więcej grozi utratą prawa jazdy. Należy też wspomnieć, że osoby spoza Norwegii zobowiązane są do zapłaty mandatu od razu po jego wystawieniu przez funkcjonariuszy norweskiej policji. W Norwegii ważne jest również terminowe dokonywanie zapłaty za mandat, w przeciwnym razie grozi kara pozbawienia wolności. Na norweskich drogach kierowcy i pasażerowie mogą więc czuć się wyjątkowo bezpiecznie.



Cały dzień jazdy samochodem z kilkoma pit stopami i docieramy do naszego noclegu w miejscowości Mølnarodden. Stąd już rzut beretem do najsłynniejszych pozycji turystycznych na Lofotach. Każdy z nas marzy o kąpieli, dwa dni bez prysznica mogą dać się we znaki. Wspólna kolacja i rozsiadamy się na kanapie. Co kilka minut ktoś wygląda za okno czy może zorza nas nie odwiedziła. Wtem Ela krzyczy "ZORZA!", wszyscy wybiegamy na zewnątrz. Na niebie pojawiły się zielone tańczące smugi, które powoli rozlewały się na całe niebo. Tak zjawiskowej zorzy nie miałam jeszcze okazji zobaczyć. Miejsce do jej obserwacji było niemalże idealne, dobrze zaciemnione, w oddali mogliśmy zaobserwować jedynie maleńkie światełka wydobywające się z okien norweskich domków. Jest idealnie, myślę sobie. Cała grupa była bardzo podekscytowana, dla większości była to pierwsza taka zorza.



Reinebringen

 

Kolejny dzień i kolejne atrakcje przed nami. Ruszamy na nasz pierwszy trekking - Reinebringen. Stawimy czoła 1978 schodom po to aby zobaczyć jeden z najpiękniejszych widoków w naszym życiu. Reinebringen, jest szczytem górującym nad rybacką wioską Reine. Na punkt widokowy, znajdujący się na wysokości 448m n.p.m. wiodą kamienne schody wykonane przez Szerpów z Nepalu. My jednak zmierzamy wyżej, na prawdziwy szczyt Reinebringen, który nie jest już tak często uczęszczany. Jego wysokość ma 666m n.p.m. i dopiero stamtąd roztacza się najpiękniejszy widok. W dole widzimy czerwone domki, kontrastujące z błękitem morza i wznoszące się wokół nich groźne skały. Gdy obrócimy się w drugą stronę naszym oczom ukazuje się niezwykłe czarne jeziorko, które przypomina kleks rozlanego atramentu.



Å - ostatnia miejscowość na Lofotach

 

Rybacka wioska położona na samym końcu Lofotów, to tutaj kończy się malownicza droga E10 prowadząca przez cały archipelag. Niewielka miejscowość, która nazwę swoją wzięła od ostatniej litery w alfabecie norweskim - Å. Jedna z uczestniczek wyjazdu mogła pochwalić się swoimi znajomościami - zostaliśmy zaproszeni (cała 10-osobowa grupa) do domu jednych z mieszkańców. Niesamowita para Polaków mieszkająca od wielu lat w tej maleńkiej miejscowości na krańcu Lofotów przyjęła nas pod swój dach i opowiedziała o ich norweskiej rzeczywistości. Byłam pod ogromnym wrażeniem ich gościnności, mając dwójkę dzieci, jedno 3 miesięczne, drugie 4 letnie przyjęcie tak dużej grupy ludzi było niespotykane. Dzieciaki przechodziły z rąk do rąk, a my, dorośli ( :) ) mogliśmy pogadać. Spróbowaliśmy gofrów w norweskim stylu, które po trochu piekł każdy z nas - dżem (a dżemy mają doskonałe), śmietana i znany wszystkim, słynny ser o karmelowym smaku - brunost, to połącznie wybuchowe! Zachwyciła nas nie tyle sama miejscowość, co jej mieszkańcy, cudownie było Was poznać!


Wyprawa łodzią motorową

 

Poranek nie należał do najprzyjemniejszych. Słychać było bębnienie kropli deszczu o szyby, za oknami hulał wiatr, a słońce dawno o nas zapomniało. Podzieleni byliśmy na dwie grupy: śpiącą więcej i śpiącą mniej. Druga grupa po śniadaniu wyrusza w podróż łodzią motorową po lofockich wodach. Kurtki przeciwdeszczowe, sztormiaki i ciepłe ubranie i możemy ruszać w drogę! Domek, w którym się zatrzymaliśmy udostępnia odwiedzającym łódkę, dzięki czemu mogliśmy zwiedzić część Lofotów z poziomu wody. Jednak jak to bywa w Norwegii, pogoda nas nie rozpieszcza tego dnia. Pomimo trudniejszych warunków udało nam się zachwycić widokami, przyjąć kilka kropel wody na twarz i przeżyć niezapomniane.

Sztokfisz - suszony dorsz

 

Lofoty są stolicą sztokfisza, czyli suszonego dorsza. Niewielkie wioski rybackie słyną z niebotycznego połowu ryb, a w szczególności dorsza. Nasz nowopoznany mieszkaniec Å wspominał o tak potężnych połowach, że w głowach nam się to nie mieściło. Nic dziwnego, że nie pozostaje im nic innego jak tylko czerpać radość ze smakowania tak dostępnych tu ryb. Lokalni znaleźli więc sposób na dorsza wyjątkowego - sztokfisza. Od lutego do maja ryby są wywieszane nad brzegiem morza i wystawiane na działanie klimatu północnej Norwegii. Temperatury zbliżone do 0°C oraz odpowiednia równowaga między wiatrem, słońcem i deszczem to idealny klimat do suszenia ryb. Tak oto powstaje najsmaczniejszy sztokfisz, którego mieliśmy przyjemność spróbować w poleconej nam restauracji w Ramberg - Gjestegård AS. Mogłabym się tutaj rozpływać nad smakiem sztokfisza, jednak prawdą jest, że był to filet jak każdy inny, nic specjalnego, ale być na Lofotach i nie spróbować, to już niedopuszczalne!


Hytta w górach i "polowanie" na owce

 

Norweskie hytty to prawdopodobnie najlepszy "wynalazek" Norwegów. Hytty możemy często znaleźć w dosyć nietypowych miejscach, nierzadko wyglądające na opuszczone budzą zainteresowanie. Komfort i stan domku jest bardzo różny. Te darmowe mają podstawowe wyposażenie, natomiast w płatnych możemy już liczyć na prawdziwy luksus, jednak nie spodziewajmy się bieżącej wody. Hytta, w której spędziliśmy kolejne dwie noce znajduje się w niedalekiej okolicy plaży Kvalvika. Niebywale pięknej, białej plaży, otoczonej stromymi, górskimi zboczami i falami rozbijającymi się o skały. Obładowani reklamówkami pełnymi jedzenia i plecakami wypakowanymi najpotrzebniejszymi rzeczami zmierzamy do domku, do którego prowadzi nas górska ścieżka. Widoki widokami, ale ciężar bagażu niejednym dał w kość. Wzajemna pomoc jaką obdarzali się uczestnicy była czymś na co aż miło się patrzyło! Gdy dotarliśmy do noclegu, oniemiałam z zachwytu. Otworzyłam drzwi a drewniane wnętrze domku, koza pośrodku salonu, kapcie i widok z okien zapierały dech. O taką Norwegię walczyłam! Spokojne karciane wieczory, kolejne przeczytane strony książek i dawka rozgrzewającego alkoholu wprowadziły nas w cudowną atmosferę.

Wybraliśmy się na trekking do Kvalviki. W okolicy naszej chatki trasa prowadziła po przygotowanych przez właściciela kładkach, niezbędnych do przemieszczania się ponad podmokłym terenem. Niestety na późniejszych etapach trasy bywało różnie. Zdarzało się komuś utknąć w bagnie po łydkę. Ale co by nie było, było warto. Biała plaża i jesienny krajobraz na trasie rekompensują wszelkie trudy wędrówki. Jedna z uczestniczek za czyn honoru wzięła sobie pogłaskanie owcy. Jednak pomimo próśb i błagań żadna z nich nie zdecydowała się na takie czułości.



Henningsvær i szczyt w chmurach

 

Na słynne boisko w miejscowości Henningsvær dotarliśmy już pierwszego dnia. Podziwialiśmy zjawiskowy zachód słońca z murawy boiska. W drodze powrotnej do Tromso postanowiliśmy jeszcze raz przypomnieć naszym mięśniom o sobie i tym razem popodziwiać dzieło człowieka i natury z wysokości. Ponad miejscowością Henningsvær wznosi się szczyt o nazwie Festvågtinden (541m n.p.m.). Podczas ataku szczytowego zaczęła nam towarzyszyć gęsta mgła. Powtarzałam Eli, że to minie, że warto wdrapać się te ostatnie 100m do góry. Jednak, gdy weszliśmy na szczyt ukazała nam się iście mleczna dolina. Grupa z Erasmusa, która jako pierwsza dotarła na górę od dłuższego czasu czekała na to aż pojawi się choć najmniejsze okiekno ukazujące to, co zostawiliśmy za sobą na dole. I oto jest, po kilkunastu minutach czekania i wzdychania chmury się rozstąpiły i powoli zaczął pojawiać się widok na wysepki i morze. "Jeszcze tylko zrobię zdjęcie i wtedy przyznam, że naprawdę było warto." - mówi Ela. Widok jest zjawiskowy.


Lofoty, perełka Norwegii, to kierunek do którego chętnie wrócimy i wracać będziemy. Zaraziła nas natura i jej zmieniające się oblicza. Ile razy padło pytanie "A jak myślicie, jak tutaj wygląda zimą, a jak wiosną, a jak latem?" Przekonajmy się zatem :)

Wyrusz z nami na północ Norwegii - https://www.wildmantravel.pl/norwegialofoty


571 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page