top of page
Tanzania post

Kanada - z wizytą w Ameryce Północnej cz. II

Zaktualizowano: 10 kwi 2023


ICEFIELDS PARKWAY

 

Droga łącząca Park Narodowy Banff i Park Narodowy Jasper wiedzie niezwykle widokową trasą. Icefields Parkway to prawdopodobnie najbardziej malownicza droga jaką miałam okazję jechać. Ośnieżone szczyty górskie, turkusowo - zielone jeziora i rzeki i wciąż te nadzwyczajne iglaki! Zjeżdżamy nieco z trasy w kierunku lodowca Athabasca Glacier, dostępnego dla odwiedzających. Zatrzymujemy się na parkingu, na którym rozpoczyna się niedługi szlak do języka lodowca. Niepewnie omijam ostrzeżenia o poruszaniu się na własną odpowiedzialność. Trasa jednak wiedzie dalej - kładki, wydeptane ślady i kolejni mijani turyści utwierdzają mnie w przekonaniu, że znaki są jedynie proformą dla służb. Promienie odbijającego się od lodu słońca delikatnie muskają moje policzki, podczas gdy chłód bijący z serca lodowca odmraża mi dłonie. Obserwujemy jak potężny autobus (niczym monster truck) wyładowany po brzegi turystami przemierza kolejne metry po lodowcu. Kuba woła mnie, abym podeszła bliżej – woda wyrzeźbiła sobie urocze korytko w lodzie tworząc niewielką rzeczkę spływającą w kierunku parkingu. Po lodowej sesji pakujemy się do samochodu i jedziemy dalej.

STANLEY FALLS

 

Szlak Stanley Falls również znajduje się na trasie Icefields Parkway, postanowiliśmy więc sprawdzić co i on ma nam do zaoferowania. Zaraz przed wejściem na tablicy informacyjnej czytamy „UWAGA NA NIEDŹWIEDZIE” i przyglądamy się fotografiom z fotopułapek, na których niedźwiadek kusząco przytula się do drzewa. O, może tutaj zaszczyci nas swoją obecnością! Niedługi lecz urokliwy szlak wiedzie wzdłuż kilku wodospadów, z których każdy kolejny robi większe wrażenie. Do ostatniego docieramy tuż przed zachodem słońca. Każdy znalazł sobie swoją skałkę, z której podziwiał widoki. Za naszymi plecami, w świetle zachodzącego słońca jawi się ciekawy szczyt. My jednak z bólem serca ruszamy dalej - w kierunku Jasper National Park.

JASPER NATIONAL PARK

 

„Jest to park, w którym występuje największa ilość niedźwiedzi”, słyszymy przy wjeździe na camping w Parku Narodowym Jasper. Dla naszego bezpieczeństwa wszelkie jedzenie mamy chować do zamykanych skrzyń, które znajdują się przy każdym miejscu noclegowym. Camping jest o wiele spokojniejszy niż ten, na którym byliśmy w Banff. Turystów jest też zdecydowanie mniej, czujemy się tutaj tak „swojsko”. Wieczorem zastanawiamy się na jaki trekking następnego dnia grupa będzie gotowa. Wszyscy twierdzą, że chętnie zmierzą się z kolejnym wyzwaniem górskim („ale bez przesady”). W związku z czym, decydujemy się na trekking East Ridge Summit via Edith Cavell Meadows Trail.

Trekking East Ridge Summit via Edith Cavell Meadows Trail

 

Długość 9,3 km

Szlak zaczynamy na wysokości 1750 m n.p.m. , gdzie już z parkingu możemy dostrzec błękitny jęzor lodowca wpadającego do niewielkiego jeziorka. Jest bezwietrzna pogoda, a słońce subtelnie przebija się przez chmury. Idealne warunki na wyjście w góry. Spokojnie wędrujemy sobie szlakiem wiodącym przez las oraz kwieciste polany. Z pierwszego punktu widokowego roztacza się wspaniały widok na lodowiec (zobaczcie koniecznie poniżej).

Dalej trasa robi się nieco bardziej stroma, pozostało nam ok. 400 metrów przewyższenia do pokonania na odcinku 1,5 km. Maszerujemy więc dalej, małymi krokami pokonujemy kolejne metry. Z kolei ten przeklęty żwir znów osuwa nam się pod nogami, jednak w końcu wszyscy docieramy na sam szczyt. Co prawda, nie był to idealny dzień dla wszystkich, jednak bądź co bądź satysfakcja ze zdobytego szczytu poprawia samopoczucie.

VALLEY OF THE FIVE LAKES

 

Kolejnego dnia Kuba podjął decyzję o nieco łatwiejszym spacerze szlakiem Valley of the Five Lakes, ponieważ grupa była już nieco zmęczona wędrowaniem szczytami górskimi. Jest to niezwykle urokliwe miejsce, gdzie turkusowa barwa wody znajdujących się tam pięciu jezior zachęca do kąpieli. Niestety zaledwie jeden z uczestników przygotowany był na pływanie, toteż gdy tylko pojawiła się niewielka plaża, Waldek wskoczył do wody. My natomiast usiedliśmy na pomoście i zanurzyliśmy nasze stopy w chłodnym turkusie. Szlak Velley of the Five Lakes prowadzi nas do pięciu zjawiskowych jezior otoczonych zielonymi iglakami ponad, którymi wyłaniały się nieśmiało szczyty górskie.

 

Kolejne dwa dni spędzamy w przytulnym domku. Wieczorami palimy ognicho i gawędzimy trochę o życiu, trochę o podróżach i trochę o niczym. Należy nam się chwila odpoczynku!

 

CANOE I JEZIORO CLEARWATER LAKE

Prawdą jest, że żadne z nas nie miało wcześniej okazji pływać canoe, które w Polsce nie są tak popularne, jak w Kanadzie. Wypożyczenie canoe poszło dosyć gładko. Każdy z nas przyodziany w kapok i wiosło ruszył w kierunku samochodu, którym musieliśmy podjechać do punktu odbioru canoe. Planujemy spędzić noc na jeziorze, pakujemy więc jedzenie, najpotrzebniejsze rzeczy, a także namioty, maty i śpiwory. Wszystko szczelnie zawijamy w worki na śmieci, aby nie przemokło. Czas wejść na pokład! Otrzymaliśmy mapę, na której zaznaczone zostały dostępne campingi, na których możemy nocować. Podzieliliśmy się na cztery canoe - po trzy/cztery osoby na każde. Każdy ucząc się strzelił sobie po 360 stopni i po krótkim synchronizowaniu, nareszcie możemy płynąć w miarę prosto. Wszyscy mocno wiosłujemy, jedni lepiej drudzy gorzej. Camping, na który zdecydowaliśmy się dopłynąć oddalony był o ok. 10 kilometrów od punktu startowego. Do Bar View Campground (zaznaczonego na mapie poniżej) dopływamy, gdy golden hour rozkręca się na całego.

Czuję się, jakbym dopłynęła na naszą prywatną, bezludną wyspę. Piaszczysta plaża, zachodzące na horyzoncie słońce i butelka wina w dłoni. O tak, tak można żyć! Nieśpiesznie rozbijamy namioty, przyjemna muzyka towarzyszy nam w tle, a subtelne fale rozbijają się o nasze zacumowane canoe.

Powoli dociera do mnie, że koniec wyjazdu zbliża się wielkimi krokami, a my wciąż nie poznaliśmy się bliżej z żadnym niedźwiedziem! Przed pójściem spać znów chowamy nasze jedzenie w skrzyni (choć śmiejemy się, że najchętniej pozostawilibyśmy wszystko na stole, żeby tylko zachęcić jakiegoś niedźwiedzia do odwiedzin).

Nad ranem słyszę dudniące "kap, kap, kap" o tropik naszego namiotu. Fantastycznie, dziś czeka nas deszczowy dzień. Zamykam jednak oczy i przewracam się na drugi bok. Kilka godzin później, gdy rozchylam wejście do naszego namiotu witają mnie delikatne promienie słońca. Zastanawiam się czy poranny deszcz mi się przyśnił, ale gdy moja stopa ląduje w mokrym klapku wszelkie wątpliwości uciekają. W kajakach czeka na nas mała powódź, lecz szybko jej zaradzamy. Czas wolny - każda grupa może pływać gdzie i kiedy chce, a jeśli ktoś ma ochotę się poopalać to śmiało! Brzmi idealnie, czyż nie? Wypływamy więc na wodę, chmury jednak z każdym ruchem wiosła ciemnieją, w oddali zaś słyszymy grzmoty. Oho, szybko przyjdzie nam wracać do namiotu! Decydujemy się na odwrót, niestety tuż przed dopłynięciem do brzegu rozpadało się na całego! Przemoczeni do suchej nitki biegniemy się schować. Paula stwierdza, że weźmie "prysznic" skoro jest cała mokra. No bo czemu by nie? Postanowiliśmy przeczekać ulewę, jednak deszcz nie ustępował. Gdy nieco się wypogodziło Kuba podjął decyzję, że zbieramy się i płyniemy w stronę samochodów. "I raz! I dwa! I raz! I dwa!" - krzyczy nasze canoe. Po upływie ok 1.5h dopływamy do pomostu. Zbieramy nasze przemoczone graty i ruszamy dalej!

HELMCKEN FALLS

 

Wodospad Helmcken Falls znajduje się w niedalekiej okolicy jeziora Clearwater Lake, po którym pływaliśmy. Odwiedziliśmy go w drodze powrotnej z canoe, jednak tylko część grupy miała przyjemność go zobaczyć. Spektakularnie wyglądająca mgła, zawisła nad wodospadem tworząc pierzynkę pod którą schował się wyczekiwany przez nas wodospad. Jako, że noc spędziliśmy na campingu, który znajdował się tuż obok wodospadu, rano podjechaliśmy sprawdzić czy może tym razem zobaczymy nieco więcej.

Kończąc naszą podróż po Kanadzie odwiedzamy pierwszą osadę powstałą na równinach Kolumbii Brytyjskiej - Fort Langley. Uznaje się, że to właśnie w tym miejscu narodziła się Kolumbia Brytyjska. A przechadzając się ulicami mieściny czułam się niczym statysta w amerykańskim filmie. Nic więc też dziwnego, że miasteczko to stało się planem filmowym dla wielu filmów.

Nasza podróż dobiegła końca, a wrażeń wciąż nam mało! Dlatego też postanowiliśmy wrócić do Kanady już w lipcu! https://www.wildmantravel.pl/kanada

206 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page